Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorlice. Pani Grażyna, babcia która nie ma czasu na nudę

Halina Gajda
Pani Grażyna to babcia w stu odsłonach: wolontariuszka, księgowa, aktorka-amatorka, graficzka komputerowa, poliglotka, opiekunka seniorów i ...
Pani Grażyna to babcia w stu odsłonach: wolontariuszka, księgowa, aktorka-amatorka, graficzka komputerowa, poliglotka, opiekunka seniorów i ... fot. Lech Klimek
Pani Grażyna to babcia, którą wnuki z trudnością doganiają. Mimo sześciu dekad i jeszcze kilku lat na karku, ekspresji może pozazdrościć jej nie jedna trzydziestolatka.

Na emeryturze nie ma czasu na nic - w końcu się nie rozdwoi, a raczej - tu za wymyślanie dziwnych słów proszę o wybaczenie językoznawców - rozdziesięciorzy. Bo tak. Na basen trzeba przecież od czasu do czasu wpaść. Rower też nie może rdzewieć, a kijki korzeni zapuścić. I jeszcze słówka włoskie, niemieckie i parę angielskich przypomnieć i doszlifować też trzeba, do centrum wolontariatu skoczyć, żeby w papierach pomóc, do domu pomocy podejść, żeby z samotnymi seniorami pogadać, wesprzeć ich na duchu. A na finał - ugotować michę pierogów ruskich, których sama Gesslerowa ponoć by pozazdrościła.
- No i jeszcze o teatrze byśmy zapomniały - mówi roześmiana.

Odsłona I. Babcia na pływalni, szkoli ją wnuczka

Z Grażyną Klim jest trochę, jak z bombą, z tą różnicą, że niczego nie niszczy, ale zamieszanie sieje wszędzie, gdzie się pojawi. Gaduła, roześmiana od ucha do ucha, tego zaczepi, innego pozdrowi albo cmoknie w policzek. Jest jak wsadzona na sto koni. Kiedyś przyszło jej iść z wnuczką na basen, miała opory, bo po co? Mała będzie szaleć w wodzie, a ona co? Siedzieć i patrzeć? Strata czasu, tyle rzeczy przez ten czas można zrobić. W końcu jednak nagabywana przez małą poszła. Pływać w ząb nie umiała, ale czego się nie robi dla dzieci. Cichaczem spakowała strój kąpielowy, szepnęła o tym wnuczce na zasadzie wspólnej tajemnicy. Poszły. Do wody wchodziła z wielką ostrożnością i tylko tam, gdzie mogła mieć i co najważniejsze czuć - dno pod stopami. Przydały się dziecięce „wspomagacze” do pływania - nadmuchany rogal i deska. Dawały jej pewność, że głowa będzie nad wodą i jest bezpieczna. - Pewnie nie jeden nam się przyglądał: babcia i wnuczka, tylko zamiast ta pierwsza uczyć młode pokolenie, one rolami się pozamieniały - śmieje się.
Oliwia, czyli wnuczka-instruktorka, była w oczach babci, jak trener po masie szkoleń: tak babciu, źle babciu, teraz ta ręka, a za chwilę druga, nie bój się, tu jest płytko! - Z taką pomocą nauka szła, jak po maśle - śmieje się serdecznie.
Efekty są, babcia Grażyna pływa, może nie na miarę Otylii Jędrzejczak, ale basen przestał straszyć wodnymi kłami. No i okazji do wyjść z wnuczką jest więcej.

Odsłona II. Babcia- aktorka, całkiem niezła

Teatr to kompletnie osobny rozdział. Ma głębokie korzenie, jeszcze z zajęć Uniwersytetu Złotego Wieku. Padło wtedy hasło, że amatorska grupa teatralna szuka aktorów. Pani Grażynie się to od razu spodobało. Nim „złote” wykłady dobiegły końca, jej po głowie już chodziło, jak to będzie, czy się dostanie, czy sprosta wymaganiom. Trochę się martwiła, że mogą potrzebować o konkretnym typie urody czy wzrostu.
- Poszłam na pierwsze spotkanie i wsiąknęłam jak woda w gąbkę - wspomina.
Zaczęły się przygotowania do spektaklu „Gęsi i gąski”. Tekstu masa, który na dodatek trzeba było nie wydeklamować, ale wypowiedzieć, odpowiednio przy tym interpretując.
- Reżyserka, Teresa Klimek, radziła nam, żeby uczyć się kwestii, czytając do lustra, na głos - wspomina. - Chodziło o to, żeby się słyszeć, ale też samemu obserwować, bo każda rola wymaga innej mimiki, interpretacji zdań, poruszania się na scenie. My w lustrze mieliśmy sprawdzać, że wypowiadane słowa pasują do naszej postawy, poruszania się - opisuje.
Pani Grażyna tak zabrała sobie do serca instrukcje, że nie dosyć, że ćwiczyła przed lustrem, to tak naprawdę wszędzie, gdzie się dało. Nawet gdy spacerowała, przytaczała swoją rolę. Za nic miała wszystkich, którzy przyglądali się jej podejrzliwe, a czasem wręcz mieli wypisane na twarzy: zwariowała kobieta. Wiedziała swoje, a rola wymagała poświęceń. Teraz jest trzonem zespołu Otwarte Drzwi i tak naprawdę żywym dowodem, że pesel w dowodzie to tylko rząd cyferek, jak się chce, bez szczególnego przełożenia na praktykę. - Po premierze „Pastorałki”, gdy na widowni była moja wnuczka, dostałam od niej sms: babciu, jestem z Ciebie dumna - mówi wzruszona.
Oczy zaczynają jej wilgotnieć, ale ciągle się śmieją. Pokazuję rękę. - Takie miałam ciary, że czułam każdą cebulkę na skórze - śmieje się.

Odsłona III i IV. Babcia na kursie do...

Na potrzeby ogółu mówi, że wstaje tak koło siódmej, ale tak naprawdę to tak ze dwie godziny wcześniej. Kawa, przygotowanie obiadu, bo w ciągu dnia nie ma na to czasu. Zaczepiła się jako wolontariuszka w domu pomocy społecznej. Chęć pomagania starszym wyniosła z opieki nad schorowaną mamą. Choć ta odeszła już, to pani Grażyna postanowiła, że będzie pomagać staruszkom. Jest dobrym słuchaczem, a oni czasem nie potrzebują niczego więcej, niż się wygadać.
- Wiem, że mówienie o tym, że życie jest jedno, to frazes, ale właśnie w DPS-ie widzi się to doskonale - mówi już z powagą. - Ja każdego przytulę, uściskam, zagadam. Oni się cieszą, a ja mam jeszcze większą frajdę i chyba też energię do dalszego działania - dodaje.
Z zawodu jest księgową, ale wiadomo, że ekonomia to nie jest coś raz na zawsze. Przepisy się zmieniają, o kontach rozpisywanych na papierze już nikt nie pamięta, więc pani Grażyna poszła na kurs doszkalający. Przydaje się, gdy idzie do Centrum Wolontariatu, jak to mówi „pomóc dziewczynom w papierach, bo roboty u nich huk”. Ostatnio wpadła na kolejny, iście diabelski pomysł. Jakaś luka w czasie się trafiła i zaczęła szkolenie w zakresie… kucharz czeladnik. - Wszyscy mówią, że świetnie gotuję, ale nawet kulinaria nie stoją w miejscu, trzeba się doskonalić - odpowiada zdziwiona pytaniem, po co jej to.
Nowoczesna kuchnia, receptury i kurs z grafiki komputerowej - ten też zapodała sobie na emeryturze - to prosta droga na przykład o kulinarnego bloga. Bo kto wie, co jej przyjdzie do głowy... - Programy do obróbki zdjęć nie mają dla mnie większych tajemnic. Nie muszę nikogo prosić o rozjaśnienie, przycięcie ani nałożenie napisu. Sama potrafię - chwali się. - Filmik też zrobię. Z muzyką - podkreśla.
Kursy językowe też się przydadzą, zwłaszcza włoski i francuski. W końcu lepiej brzmi: przygotowałam wam croissanty czy lasagne niż rogaliki na ciepło albo makaron. - Poza tym, w razie konieczności właśnie dzięki kursom kupię sobie bilet, kawę czy bułkę na śniadanie - cieszy się. Niedawno wróciła z przedszkola, z akademii specjalnie dla babć i dziadków. - Patrzyłam na te szkraby, które śpiewały, recytowały i przypomniała mi się moja mama - mówi cicho. - Zrozumiałam, że one śpiewają dla mnie, i to było takie wzruszające, że miałam je ochotę wszystkie wyściskać - dodaje.
Fajnie jest być babcią!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Gorlice. Pani Grażyna, babcia która nie ma czasu na nudę - Gazeta Krakowska

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto