Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorlice: były zarząd Glimaru pod sąd

Halina Gajda
Dzisiaj wokół hydrokompleksu porasta wysoka trawa. Czy instalacja kiedykolwiek rozpocznie pracę?
Dzisiaj wokół hydrokompleksu porasta wysoka trawa. Czy instalacja kiedykolwiek rozpocznie pracę? Fot. halina gajda
Akt oskarżenia wraz z uzasadnieniem to lektura, która u czytającego może wywołać dreszczyk emocji. Strona po stronie, zdanie po zdaniu poznajemy historię powstania inwestycji, która w zamyśle miała być kurą znoszącą złote jajka. Hydrokompleks - specjalistyczna instalacja do produkcji rozpuszczalników benzynowych, naftowych i tak zwanych olejów bazowych, skok technologiczny wyprzedzający swoją epokę. Wówczas, a była połowa lat 90. takie instalacje w skali świata można było policzyć na palcach. Przecież z ropy naftowej można robić wszystko - od składników farb i lakierów po medykamenty, kosmetyki. Trzeba tylko znać technologię i mieć do tego urządzenia. Dla Glimaru rysowała się więc świetlana przyszłość.

Na tym nie koniec. Po ogłoszeniu upadłości w styczniu 2005 roku instalacja miała być magnesem, który szybko przyciągnie inwestorów, którzy postawią upadłą spółkę na nogi. Tak się jednak nie stało, bowiem syndykowi nie udało się jej sprzedać. Najpierw inwestycję wyceniono na 326 mln złotych, potem na połowę mniej. Mimo to chętny się nie znalazł.

Projekt inwestycji zakładał, że proces technologiczny zostanie opracowany przez firmę Chevron, zaś generalnym wykonawcą prac przy projekcie miała być niemiecka firma Lurgi. Glimar miał być odpowiedzialny za przygotowanie terenu, zbiorników magazynowych, połączeń pomiędzy obiektami. Wydaje się, że zarząd tak bardzo zachłysnął się wizją fantastycznej przyszłości, że oderwał się nieco od rzeczywistości.

Już na wstępie uzasadnienia aktu oskarżenia czytamy bowiem, iż koszty, które miał ponieść Glimar w związku z przydzielonymi mu zadaniami, były nieprawidłowo oszacowane. Taka ocena została wydana w oparciu o opinię Instytutu Organizacji z Zarządzania Orgmasz w Warszawie.

Znawcy orzekli, iż decyzja o rozpoczęciu budowy hydrokompleksu jak również umowy zawarte z wykonawcą nie dawały podstaw do stwierdzenia, że nawet po terminowym uruchomieniu instalacji rafineria byłaby w stanie spłacić kredyty zaciągnięte na realizację inwestycji i funkcjonować w oparciu o zyski generowane ze sprzedaży produktów z nich pochodzących. To o tyle istotne, że projekt technologiczny inwestycji ewoluował w trakcie opracowywania, a nawet pierwotna dokumentacja, na podstawie której powzięta została decyzja o budowie instalacji, nie uwzględniała wszystkich koniecznych nakładów.

Jednym z największych grzechów ekonomicznych było przyjęcie w analizach cen produktów finalnych, podczas gdy w tym samym czasie zakładano tylko produkcję półproduktów, które - jak wiadomo - są tańsze. Nie wzięto pod uwagę innych "drobnych" spraw jak zasilania elektrycznego, niezbędnego do procesu produkcji układu powietrza pomiarowego czy oczyszczalni ścieków, modernizacji już istniejących urządzeń rafineryjnych, które miały współpracować z hydrokompleksem.

Kolejne pojawiające się niezbędne dla hydrokompleksu inwestycje były po prostu dorzucane do kosztorysu. Stąd ciągle zwiększające się nakłady. W 1997 roku uznano, że potrzeba będzie 272 mln złotych bez kosztów finansowych, m.in. kredytów bankowych, w grudniu 1998 roku było to już 354,4 mln złotych, również bez pozycji, o której mowa powyżej.

W maju 2003 roku oceniono inwestycję na 484,3 mln złotych w tym ponad 39 mln tytułem wspomnianych kosztów. Ostateczny koszt przedstawiony w budżecie inwestycji w listopadzie 2004 roku wyniósł ponad 721 mln złotych, w tym niemal 60,5 mln złotych to koszty finansowe. W uzasadnieniu czytamy, iż dopiero takie nakłady gwarantowały opłacalność hydrokompleksu. Owszem, nieuwzględnienie powyższych kwestii dawało lepsze wskaźniki, ale były to tylko liczby na papierze.

Rzeczywistość okazała się brutalna - zabrakło pieniędzy na realizację planów, doszło do opóźnień w stosunku do umowy zawartej z wykonawcą, a co za tym poszło - do konieczności zapłacenia kar umownych wykonawcy, czyli koncernowi Lurgi. W grę wchodziły cztery miliony euro z tytułu wzrostu cen urządzeń spowodowanego opóźnieniami w budowie.

O tym, jak lekko podchodzono do niektórych kwestii, świadczy choćby fakt, że nikt nie podjął się oceny przydatności gruntu, na którym miała powstać instalacja. W praktyce okazało się, że konieczne jest jego ustabilizowanie - w ziemię wbito betonowe pale. Finał znamy - ponad dwukrotny wzrost nakładów potrzebnych na realizację tej inwestycji, utrata możliwości finansowania przez Glimar, dwukrotne przerwanie pracy przy budowie, a w konsekwencji wstrzymanie finansowania i upadek zakładu.

Warto przypomnieć, że gdy w 1998 roku powzięto pierwsze decyzje o budowie hydrokompleksu, przychody rafinerii wynosiły około 570 mln złotych i były najwyższe pośród południowych rafinerii. Zakład zatrudniał 600 osób, przerabiał rocznie 160-170 tys. ton ropy rocznie, co stanowiło jeden proc. udziału w rynku polskim.

Prokuratura podważyła również racjonalność decyzji o budowie stacji paliw w odległych od Gorlic miejscowościach, a mianowicie w Woli Cichej pod Rzeszowem oraz w Białymstoku. Według śledczych transportowanie paliwa do tak oddalonych miejsc nie miało uzasadnienia ekonomicznego. Według nich wymiana paliwa z innymi dostawcami też nie była rozwiązaniem, bowiem automatycznie stacje te stałyby się od nich uzależnione. Dwie wspomniane stacje oraz trzecia, w Gorlicach były luksusowe, wyposażone w hotele i sklepy co sprawiło, że budowa pochłonęła prawie 28 mln złotych. Były również drogie w ekspolatacji, a co za tym idzie - nierentowne.

Przesłuchani w charakterze podejrzanych nie przyznali się do winy. Zgodnie tłumaczyli, że sytuacja ekonomiczna Glimaru w chwili rozpoczęcia budowy hydrokompleksu była dobra, wszystkie inwestycje podejmowane były pod nadzorem właściciela, czyli spółki Nafta Polska. Były prezes zeznał też, że w czasie gdy szefował Glimarowi, budowa hydrokompleksu realizowana była zgodnie z planem. Przyznał również, że nie zna powodów wzrostu kosztów tej inwestycji.

Pracę nad sprawą rozpoczęli sędziowie Sądu Okręgowego w Nowym Sączu. Termin pierwszej rozprawy nie został jeszcze wyznaczony. To nie koniec spraw sądowych związnych z Glimarem. 30 czerwca krakowska prokuratura przekazała akta związane z inną sprawą, w której oskarżonych zostało dziesięć osób, w tym również były zarząd rafinerii oraz osoby pośredniczące we wręczaniu łapówek oraz przedstawiciele firm kooperujących, którym przedstawiono zarzuty prania brudnych pieniędzy i poświadczania nieprawdy w dokumentach. Jedna osoba mogła odnieść do dwóch milionów złotych korzyści majątkowej. Szacowana wartość strat poniesionych przez gorlicką rafinerię to co najmniej 70 milionów złotych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto